tego lata w Polsce synoptycy nadziwić się nie mogli
ekstremalnym burzom
a zwłaszcza ich originalizmie
wystarczyło żeby
każde powiek skinienie
każde głębsze westchnienie
każdy szept
z tęsknoty za tobą
do kupy złożyli
już teraz wiem, że dni są tylko po to
by do ciebie wracać każdą nocą złotą i
myślą
mową
uczynkiem
snu zaniedbaniem
na jawie
gdzie jesteś
w odskoczni od codzienności
w jeździe bez trzymanki
tam jesteś
gdzie usta w słowa składane
niczym pocałunki, tuż pod moją skórą
wnikają
gdzie kąciki w uśmiech wygięte
na moich plecach jak samolot
na pasie lądują
gdzie kończy się wola
i zaczyna ochota
jesteś
księżycem, który nie zachodzi
i słońcem, które nie wstaje
nadzieją w beznadziei
pytaniem bez odpowiedzi
kolacją bez śniadania
komunią bez pojednania
alfą bez omegi
kredytem bez hipoteki
rzeką bez nurtu
medalem bez podium
dyplomem bez wyróżnienia
ogniem bez powietrza
jesteś
n i e b e z p i e c z e ń s t w e m
przed którym się kryję
w twoich własnych ramionach
mówili, że jak czegoś nie widać
to nie znaczy, że tego nie ma
jesteś
a jednak cię nie ma